sobota, 29 sierpnia 2015

Od Rose do Syriusza

Byłam lekko zszokowana zachowaniem Syriusza. Choć nie, lekko, to za mało powiedziane. Nagle James zaczął się śmiać. Patrzałam na nich obydwóch ze zdziwieniem. Gdy Pielęgniarka puściła Syriusza, chłopak podbiegł do mnie i spytał się czy ze mną wszystko w porządku, bo wcale się nie śmieje. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć...Gdy James nas zobaczył przestał się śmiać i nagle spoważniał.
- I was przydzielili do Gryffindor'u? -odpowiedziałam po chwili i uśmiechnęłam się do chłopaka. Odwzajemnił uśmiech i zwrócił się do pielęgniarki.
- Wszystko w porządku, źle się poczułem, ale teraz jest już naprawdę wszystko w porządku.
Kobieta popatrzała na naszą trójkę z lekkim niedowierzaniem i odłożyła pasy.
Wyszliśmy ze skrzydła szpitalnego i skierowaliśmy się na boisko. Po Historii Magii mieliśmy lekcję latania, ale oczywiście, spóźniliśmy się i już pani Hooch miała odjąć 5 punktów dla domu każdego z nas, kiedy James powiedział, że to by było nie sprawiedliwe, ponieważ Syriusz źle się poczuł, więc chyba dobrze zrobiliśmy prowadząc go skrzydła szpitalnego. Nauczycielka, oczywiście nie wierzyła nam, ale nie odjęła punktów.
***
Jak tylko lekcja się skończyła poszłam do swojego pokoju, aby pouczyć się i odrobić zadane lekcje. Po skończonej nauce, postanowiłam wysłać sowę do mojej matki.
" Cześć mamo!
Dostałam się do Slytherin'u...I bardzo się z Tego cieszę. Jest tu wspaniale i bardzo ciekawie. Niestety mój nowy kolega, którego poznałam w pociągu trafił do Gryffindor'u...Jednak jest na razie jedyną osobą, którą do tej pory bardzo polubiłam.
Kocham Cię"
Podeszłam do Aragog'a i dałam mu małą kopertę. Sowa mrugnęła do mnie i odleciała.
Gdy weszłam do pokoju wspólnego Slytherin'u kilku chłopaków z pierwszych 3 roków gapiło się na mnie z pogardą. Nie wiedziałam o co im chodzi, ale udawałam, że nic nie zauważyłam. Wyszłam z pokoju i poszłam się przejść po okolicach Hogwartu. Spacerowałam przy zakazanym lesie, gdy nagle ktoś zawołał.
- Ej ty, Roza!
Odwróciłam się i zobaczyłam, że w moją stronę kierują się chłopacy, Ci sami którzy się na mnie gapili w pokoju.
- Rose. -poprawiłam krótko.
- Nie ważne. -odpowiedział chłopak, chyba z trzeciego roku.
Wszyscy patrzeli na mnie z wściekłością. O co im chodzi?
- Możesz nam wytłumaczyć jakim prawem jesteś w Slythrinie?!
- O co wam chodzi?
- O to, że jako Ślizgonka nie powinnaś zadawać się z Gryffon'ami!
- Nie wasza sprawa.
- Właśnie, że nasza. Prawdziwy Ślizgon nie zadaje się ze swoimi wrogami.
- A szczególnie ze zdrajcą krwi! -Już wiem o co im chodzi...
Przydzielono mnie do Slytherin'u, a Black'a do Gryffindor'u. Przez co nazywają go zdrajcą krwi...Ślizgoni i Gryffoni są tak jakby wrogami, więc jako Ślizgonka nie powinnam się z nim zadawać...
- Chłopaki, myślicie, że tak łatwo zerwać z chłopakiem? -zaczął jakiś blondyn.
- Jakim chłopakiem?! Ja nie... -jak mogło im coś takiego przyjść do głowy!- To nie jest mój chłopak!
- Taak, na pewno.
- Nie wiem jak wy, ale ja jej wieżę. -odezwał się znów chłopak, który przekręcił moje imię. Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem.- On nie jest jej chłopakiem, tylko narzeczonym.
Wszyscy wybuchli śmiechem, jednak po chwili znów spoważnieli.
Nagle zauważyłam Syriusza w oddali. Udałam jednak, że go tam nie ma, aby się nie zorientowali. Miałam nadzieję, że pomyśli, że go nie zauważyłam i sobie pójdzie. On jednak, zaczął iść w naszą stronę.

<Syriusz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz