Obudziłem się rano w paskudnym humorze. Sam nie wiedziałem czemu. Przecież ja dzisiaj jadę do Hogwartu! Powinienem się cieszyć, a nie być wkurzonym. Po chwili usłyszałem:
- Syriuszu Oronie Blacku masz natychmiast zejść na dół! Chyba, że chcesz zostać w domu przez kolejny rok!
Wyskoczyłem z łóżka i ubrałem pierwsze lepsze mugolskie ubranie. Potem zbiegłem na dół i wszedłem do jadalni, gdzie usiadłem na swoim miejscu.
- Co ty masz na sobie?!
- Ubranie.
- To nie jest ubranie to są szmaty szlam!
- Przypominam, że dzisiaj jadę do Hogwartu, a gdybyśmy znaleźli się na King's Cross w naszych czarodziejskich szatach wzbudzilibyśmy sensację.
- Chyba nie myślisz, że znajdziemy się na peronie pełnym szlam.
- To jak niby znajdziemy się na Peronie 9 ¾?
- Za pomocą Proszku Fiuu.
Po chwili odezwał się mój młodszy, jakże d e n e r w u j ą c y brat.
- Kretyn.
Nie skomentowałem tego, tylko posłałem Regulusowi mordercze spojrzenie. Nagle odezwał się mój ojciec.
- Musimy się już zbierać. Dzisiaj muszę wcześniej zjawić się w Ministerstwie.
- To ja idę po kufer.
Mój ojciec wyciągnął różdżkę.
- Stój! Accio Kufer.
Po chwili w jadalni pojawił się mój kufer. Ojciec jednak jeszcze nie schował różdżki.
- Accio sowa.
Tym razem w jadalni pojawił się Aron. Poczułem zazdrość, że muszę czekać jeszcze sześć lat, aby móc czarować poza szkołą. Pogorszyło to jeszcze bardziej mój humor. Ojciec chwycił mój kufer, a ja wziąłem klatkę z Aronem. Całą czwórką przeszliśmy do salonu. Aby przenieść się na Peron.
***
Znaleźliśmy się na Peronie. Matka odciągnęła mnie na bok.
- Słuchaj mnie teraz uważnie, bo nie będę powtarzać. Masz znaleźć się w Slytherinie.
- Świetnie.
Po chwili zobaczyłem machającą do mnie Dromedę, dla której będzie to ostatni rok w Hogwarcie. Wziąłem kufer i Arona, a potem podszedłem do niej.
- Andomeda, moja ukochana kuzynka!
- Cześć młody.
Skrzywiłen się na to określenie. Dromeda zaczęła mnie tarmosić po włosach.
- Przestań. - Udawałem oburzonego.
Po chwili wybuchliśmy śmiechem.
- Czemu wuj Alfard nie przyszedł?
Powinien przyjść, przecież jego chrześniak, czyli ja, zaczynał dziś pierwszy rok w Hogwarcie.
- Z tego co wiem twoja matka nie pozwoliła mu przyjść.
- No tak według niej jest czarną owcą w rodzinie. Dziwne, że go nie wydziedziczyła.
- Myślę, że to z powodu jego stanowiska w ministerstwie.
Postanowiłem zmienić temat.
- A co z tobą i Tedem?
- Oświadczył mi się.
- Super. Zamawiam miejsce drużby.
Dromeda zaśmiała się.
- Syriusz, wybacz, ale muszę już iść. Do zobaczenia w Hogwarcie.
Andromeda odeszła w kiedunku pociągu. Po jakimś czasie zrobiłem to samo. Postanowiłem znaleźć jakiś przedział. Po chwili znalazłem przedział, gdzie siedziała dziewczyna, chyba w moim wieku.
- Cześć, mogę się dosiąść?
- Jasne.
Uśmiechnąłem się, a potem położyłem kufer i klatkę z moją sową na półce, po czym usiadłem naprzeciwko dziewczyny.
- Jestem Rose, a ty?
- Syriusz.
- Jesteś Blackiem, prawda?
- Taa... Też pierwszy rok.
- Owszem.
Po chwili nastała niezręczna cisza. Spojrzałem na bransoletkę w rękach dziewczyny.
- Ciekawa bransoletka. - Stwierdziłem.
(Rose?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz